sobota, 6 października 2012

Nowe doznania dźwiękowe - Philips SHE9800


Ponieważ moje obecne słuchawki – model Philips SHO9550  - uległy zarażeniu wirusem H5N1 i przestały grać postanowiłem nabyć nowe. Wybór padł na Philips SHE9800. Poprzednie były designerskim odpowiednikiem SHE9550, więc wybór modelu wyższego był oczywisty. Wszak nigdy nie należy się cofać.

    
Trochę specyfikacji:  
- kabel ma długość 1,2 metra, cienki, niczym nie opleciony;  
- pasmo przenoszenia to niby 12 Hz-22 kHz (chciałbym to usłyszeć);  
- membrana ma 13,5 mm, zwykle dokanałówki mają 9 mm;  
- czułość 106 db, impedancja 16 Ohm, maksymalna moc wejściowa 50 mW;  
- wyprodukowane oczywiście w Chińskiej Republice (hehe) Ludowej.
   
W zestawie otrzymujemy trzy rozmiary gumek do ucha. Ja zwykle korzystam z tych najmniejszych i tym razem było podobnie. Pasowały całkiem nieźle, po chwili od włożenia i „dokręcenia” można było o nich zapomnieć. 
   
W pudełeczku znajduje się również futerał na te cudeńka. Trochę niepraktyczny, gdyż idea przechowywania słuchawek polega na okręcaniu ich wokół takiego czegoś. Sam futerał jest średnio przyjemny w dotyku, taka bardzo sztuczna skóra.



   
Konstrukcja słuchawek nie przypomina standardowych dokanałówek. Są zbudowane raczej na zasadzie normalnych pchełek do których przymocowano główny głośnik wkładany do przewodu słuchowego.




Jakość dźwięku, czyli to co jest najważniejsze stoi na bardzo wysokim poziomie. Po rozgrzaniu wydobyła się ich moc. Dźwięk jest przyjemny dla ucha, czysty i przede wszystkim nie słychać dominacji basu, częstej przypadłości tańszych słuchawek.   

Te co prawda kosztowały mnie 120zł, kupiłem nówki na allegro i jak coś to polecam tam szukać. W sklepach widnieją pod ceną około dwukrotnie większą.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz