sobota, 10 marca 2012

Historia mego kolarstwa


Zapowiadałem ten tekst, a więc zacznijmy.

Początek miał miejsce bodaj w roku 1997, kiedy to na 4-te urodziny dostałem swój pierwszy rower. Był to dziecinny, wtedy jeszcze żółty rower o trochę bmx-owej geometrii. Marka Romet, rozmiar koła 16”, oczywiście bez żadnych przerzutek z hamulcem w piaście tzw. torpedo. Jeździłem na nim aż do czasów komunii, kiedy to doczekałem się pierwszego w życiu „górala”. 

Delta Fun SX, bo tak się zwało to cudo sprezentowane mi przez matkę chrzestną. Kosztowało, o ile się nie mylę, 349zł. Jak ma makrokesza w tej cenie był całkiem przyzwoicie wyposażony, m.in. przerzutki Shimano SIS, 15 biegów, koła 24”. Zamontowałem do niego nawet licznik, który przed swą śmiercią z powodu wyczerpania baterii wyświetlał przejechane około 420 kilometrów. Szkoda, że używałem go tylko sporadycznie. 

Kolejnym i zarazem ostatnim, który przeszedł do historii był makrokesz z kerfura o nazwie Active Easy. Dostałem go jakoś w pierwszej gimnazjum, bez żadnej specjalnej okazji, po prostu poprzedni rower przestał mi pasować pod względem rozmiaru. Cena około 500 złotych. Koła 26”, stalowa czyt. ciężka rama i brak markowego osprzętu. Nie było to cudo, ale jeździć się dało.

I tak spędzałem wolny czas na rowerze do czasów licealnych. Wtedy to rower pojechał na wieś a ja zostałem wśród bloków. Praktycznie nie jeździłem przez 3 lata aż w końcu na 18-ste urodziny udało mi się sprawić prawdziwy rower, ale to już materiał na osobny wpis.

1 komentarz:

  1. skomentowałbym to jakoś, ale znowu będą pretensje, więc napiszę w konflikcie z moim sumieniem: BARDZO CIEKAWY WPIS, POLECAM

    OdpowiedzUsuń